Choć punkt wyjściowy filmu Paula Weitza jest dość pretensjonalny i grozi opadnięciem w niewybredną serię scenek rodzajowych o stetryczałej feministce, "Babka" zaskakująco zgrabnie wymyka się
Prosić babcię o pieniądze na aborcję to dość ryzykowny pomysł. Chyba że babcia jest lesbijką-feministką, wytatuowaną poetką z o dwie dekady młodszą partnerką – wtedy istnieje szansa, że nie odrzuci, a nawet zrozumie i pomoże. Sprawę jednak komplikuje fakt, że babcia ma trudną osobowość, zawsze wali prosto z mostu i jest umiarkowaną mizantropką. Do tego akurat postanowiła wyleczyć się ze skutków ubocznych współczesnego "amerykańskiego snu" i pocięła swoje karty kredytowe, a gotówki nie posiada. Nie będzie łatwo zebrać kilkaset dolarów do wieczornego zabiegu. Na umówienie się na kolejną wizytę u ginekologa może być już za późno, działać trzeba niezwłocznie. Starsza pani dochodzi do wniosku, że od pielęgnowania rodzinnych niesnasek z dawno niewidzianą córką ważniejsza jest przyszłość wnuczki. Dziewczyny wyruszają więc wiekową limuzyną na poszukiwania pieniędzy, zdeterminowane, by zapukać do drzwi każdego z nielicznych przyjaciół babci...
Choć punkt wyjściowy filmu Paula Weitza jest dość pretensjonalny i grozi popadnięciem w niewybredną serię scenek rodzajowych o stetryczałej feministce, "Babka" zaskakująco zgrabnie wymyka się schematom łatwej komedii o przyczynkowej fabule i opiera pokusom przeobrażenia tytułowej bohaterki w śmieszno-straszne monstrum. Każda wizyta jest dla Elle jak mała podróż w czasie przypominająca stare znajomości, trudne wybory i wielkie życiowe porażki. Stopniowo dowiadujemy się, co ukształtowało ekscentryczną poetkę-czarownicę, którą można straszyć niegrzeczne dzieci, niechcące kłaść się do łóżka po dobranocce. Pierwsze kroki babcia z wnuczką kierują do kliniki, gdzie wykonuje się bezpłatne zabiegi aborcyjne. Okazuje się jednak, że klinikę zamknięto, a na jej miejscu powstała kawiarnia. W zwykłej prozie życia starsza kobieta widzi symbol porażki drugiej fali feminizmu – w kilka dekad od wywalczenia prawa do przerywania niechcianej ciąży nie ma już miejsc, gdzie wykonuje się bezpłatne zabiegi. Choć aborcji nie trzeba już dokonywać nielegalnie, u weterynarza czy studenta medycyny, to jednak konieczność zapłaty za usługę uderza w najbardziej potrzebujące kobiety – nastolatki lub te ubogie, których nie stać na kolejne dziecko. Diagnoza Elle jest gorzka: prawo do świadomego macierzyństwa miało służyć kobietom, a służy przede wszystkim prywatnym gabinetom medycznym. Takich kuksańców od duchów z przeszłości babka dostanie jeszcze sporo, zanim zdecyduje się w imię wyższej konieczności zakopać topór wojenny z córką i poprosić o pomoc dla wnuczki.
Choć film zaklasyfikowano jako "komedię", jest on właściwie dojrzałym dramatem z odrobiną cierpkiego humoru. Opowieść o trzech pokoleniach kobiet podszyta jest wyraźnie feminizmem, ale nie ma on nic wspólnego z modnymi nurtami, których krzykliwe przedstawicielki zbijają intelektualny kapitał na wymyślaniu efektownych socjologicznych teorii, absurdalnie tropiąc groźny szowinizm głównie w popkulturze. Film Weitza nie jest prostą publicystyczną czytanką; temat nastoletniej aborcji to tylko pretekst, by przypomnieć, o co walczyły feministki, zanim stały się internetowym memem i same zaczęły mówić kobietom, co powinny robić, a czego nie: o prawo do samostanowienia. Głos ten jednak stopniowo wypływa z samej tkanki opowieści, subtelnie kreśląc naturę relacji między trzema kobietami. Babka, której lata młodości upływały w latach 70., musiała mierzyć się z nietolerancją wobec homoseksualistów. Ciągła szarpanina zmusiła ją do obudowania się twardą skorupą, co oddzieliło ją od ludzi i skomplikowało i tak niełatwy z natury charakter. Jej córka zawsze z trudem znosiła jej nonszalancki sposób bycia i postanowiła stać się jej przeciwieństwem – praktyczną, zaradną życiowo prawniczką, która za sukcesy dziękuje tylko sobie, a za porażki nigdy nie wini innych. Za życie po swojemu, z dala od cienia matki zapłaciła swoją cenę – żyjąc w iluzji samowystarczalności, pozbawiona sentymentalizmu, myśli, że wszystko wie najlepiej. W scenie spotkania już po chwili widać, że obie kobiety są do siebie podobne i tak samo trudne w obejściu, nawet jeśli swój upór manifestują zupełnie inaczej. Wnuczka jest jeszcze nieukształtowana; niechciana ciąża to pierwszy poważny problem, z jakim się zetknęła, ale już widać, że i ona ustawia się w opozycji do matki – umie przyznać się do błędu, nie wstydzi własnych słabości i wierzy w moc dialogu. Spośród wielu poruszanych kwestii opowieść o potrzebie indywidualizmu i konieczności mierzenia się z własnymi błędami od najmłodszych lat wybijają się na pierwszy plan. Na każdym kroku czuć jednak, że mamy do czynienia z filmem autora pierwszej części "American Pie" – nieliczne, ale błyskotliwie zabawne sceny czynią z "Babki" przewrotnie optymistyczny obraz.
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu